dziennik      koncerty      O ZESPOLE      teksty      foto      VIDEO      dyskografia      sklepik      kontakt

 
 
 
 

KONIEC ŚWIATA - KORZENIE
wyd. Zima 2000

  
Autor tekstów: Jacek Stęszewski
z wyjątkiem: "Myśl a słowa" i "Los" - Witek Iwicki
 

1. Korzenie

2. Myśl a słowa

3. Dwie góry

4. Gdzieś na szczycie

5. Zmierzając na Koniec Świata

6. Los

7. Supersoniczny czas

8. Zanim czas splunie nam w twarz

9. Z rękami w górze

10. Dzień

11. Revolution

12. Okruchy dnia

13. Sunrises

14. Na skrzyżowaniu

  
 
 
 
Korzenie

Tam, tam gdzie ręce drętwieją
I tam gdzie wargi kaleczy Ci wiatr
Gdzie wspinasz się po wysokich kamieniach
Nigdy nie znajdziesz tam nas

Co dokładnie nazywasz nadzieją
I co znaczy dla każdego z was
Wystarczy w rozpalonych płomieniach
Choć na chwilę zanurzyć czas

Tam gdzie już nic nie ma
Zapuścimy korzenie
I znów Zasadzimy drzewa

A tu dzień przed nim droga daleka
I horyzont tam już spotka go noc
Wśród rąk i papierowych dotyków
Nadciąga wielka czarna burza z 4 stron

A my idźmy do źródła samej rzeki
Póki jeszcze istnieje nasz cel
Nie pozwólmy by zamknięto nam powieki
Nie potrzeba nam wiele nie damy się zwieść

 
 

 
 

Myśl a Słowa

Niech twoje myśli nie kryją się pod szafą
I nie chowają się w zaciszu twojej głowy
Lepiej niech wyjdą a może coś zobaczą
Czy świat naprawdę jest taki kolorowy

Słowa zmykają spod pióra jak szalone
A myśli wolne i nieposkromione
Nie wiesz czy to noc czy dzień
Nie wiesz czy to jawa czy sen

Gdy już ocenią swoje drobne spostrzeżenia
Tam gdzie powstały wrócą z powrotem
Nie będziesz miał już nic do powiedzenia
I zaczniesz pisać swoje myśli złotem

 
 

 
 

Dwie Góry

Jak pozbierać słowa
Rozrzucone jak piasek
I w otchłani morza
Jak zrozumieć ich sens
I czy każda droga kończy się i zaczyna od nowa
Jak pokochać wroga
Jak przejść przez góry,
Których nie da się pokonać

Dwie góry w świętej bramie wznoszą się coraz wyżej

 
 

 
 

Gdzieś na Szczycie

Te zbędne słowa każdego dnia
Już nie wyleczą zadanych ran
Krew czerwona wypełnia mi krtań
Na głowę sypie się tynk ze ścian
Kolejne słowo i kolejna mowa
Gdy spadnie deszcz zaczniemy od nowa
Jak skóra łuszczą się kolejne poglądy
Ślepe wyrocznie szubienice i sądy

Gdzieś na szczycie gdzieś pomiędzy
Gdzieś na szczycie gdzieś pomiędzy nami
Gdzieś na szczycie gdzieś pomiędzy starymi drzewami
Gdzieś na szczycie gdzieś pomiędzy nocą a dniem

To nie jest rozkaz to nie jest hymn
Spójrzmy na niebo i utopmy się w nim
Czasami jesteś tak blisko jak
Mówisz do mnie i leżysz na wznak
Kolejne marsze pielgrzymki dam
Już nie zasklepią pękniętych ścian
Wśród ołtarzy nie wysłuchanych zdań
Nerwowo stąpających papierowych par

  
 

 
 

Zmierzając na Koniec Świata

Tylko czy starczy nam powietrza
Tylko czy starczy nam tchu
I czy nie zgaśnie ogień w sercach
I czy nie połamiemy słów

A ty spójrz na oceany
Jakie robią głupie miny
Wiążą warkocze i plączą się jak liny
A tu dym brudny żwir Brudny piasek wieją w oczy

Tylko czy starczy dla nas miejsca
Wystarczy przecież parę miejsc
Czy będą jeszcze takie miejsca
Tam gzie ujrzymy własny cień

 
 

 
 

Los

Czy to co widzisz przypadkiem jest
I nie jest żadnym Bożym planem
Czy raczej bardziej wierzysz w to
Że gdzieś w gwiazdach jest to zapisane

A los to takie coś co czeka każdego was i mnie
A to jak potoczy się on
Najmniej zależy od ciebie

I czasem tak trudno pogodzić się z tym
Co dla nas jest niezrozumiałe
Lecz po co walczyć ze wszystkich sił
O coś co już się nie odstanie

Popatrz że każda droga prowadzi nas
Do tego samego
I najważniejsze jest chyba to
Czy zrobisz po drodze coś dobrego

 
 

 
 

Supersoniczny Czas

Supersoniczny czas
Niedostrzegalny źrenicą oka
Obok w nas i w nas
Więc lepiej chodź pobujajmy w obłokach
Supersoniczny czas
Tak stary jak poemat na strychu
Ty i ja to baśń
Jesteś jak anioł o kruchym oddechu

Trzasnęły drzwi a szyby wypadły z okien
Pokryte nie spełnionym snem
Nie chcą mówić o przyszłości
Nie chcą mówić o nadziei
Otwórzcie drzwi niech ukażą się słowa
A czas niech zostanie w tyle

Supersoniczny czas
Będący też zakłamaną obietnicą
O drodze którą znasz
Po której co dzień zmierzasz do nikąd
Supersoniczny czas
Patrzące w niebo nagie pomniki
Onieśmielają nas
Wystawiają kamienne języki

 
 

 
 

Zanim Czas Splunie nam w Twarz

Kołyszemy się na wietrze otula nas czas
Ty jesteś powietrzem
Gdzieś daleko są dwa światy dla każdego z nas
Gdzieś daleko jest bezpiecznie

Nie muszę się bać bo czuję się bezpiecznie
I mogę już wstać wyjść na powierzchnię
Nim splunie mi w twarz śmiercionośny czas...

Cicho tam niech nie drgnie powieka
Jak zatrzymać nas na tej samej górze
Widzę niebo na minutę przed burzą
Z każdą chwilą coraz dłużej i dłużej

Zanim czas splunie nam w twarz

W pewnym miejscy w pewnym mieście
Gdzie każdy zna swój fach
Żyją wściekłe bestie
Nie dajmy im się pożreć bądźmy twardzi jak głaz
Niech nasze skóry płoną wiecznie

Między naszymi drzewami nie liczy się czas
Tam wiecznie płonie ogień
W zakamarkach wiecznej ciszy płonie nasz dzień
Nikt nas nie usłyszy

Możemy iść spać zasunąć zasłony
I nie ważne już jak świat będzie spocony
Ba każdemu z nas splunie w twarz śmiercionośny czas

 
 

 
 

Z Rękami w Górze

Jak długo można wciąż karmić się nadzieją
By przetrwać ten dzień i kolejną noc
Tam gdzie jedni wciąż płaczą
Tam drudzy wciąż się śmieją
Tam gdzie zgrzyta zniewaga
Wśród wzniesionych rąk
Jak niedzielne ubranie wciąż ściągają ludziom wolność
Zawieszają ją później na drapieżnych szczurzych kłach
Trzymaj mocno mnie za ręce
I nie puszczaj nigdy więcej
Połatane są uczucia
W górze pięści a w pięści jest bat

I kto ciebie tam postawił pod ścianą
Kto do muru przyparł z rękami w górze
I kto w boju wrogów swych miał za nic
Kto niewinnie zawisł na sznurze

Jak daleka jest droga i czy drogi tej jest kres
W tajemniczych ogrodach zastyga w żyłach krew
Stańmy twarzą do słońca stańmy twarzą do gwiazd
Idźmy do samego końca gdzie już nie znajdą nas
Po pijanych ulicach wśród ustanowionych praw
Słowa wiwat zwycięscy tam przegrany nie jest wart
Lecz nim opadną nam ręce
Nim opadnie nam kark
Walczmy w imię przegranych
W imię zadanych im ran

 
 

 
 

Dzień

Coraz wolniej płynie rzeka
I coraz więcej jest w niej krwi
Coraz słabiej świeci słońce
I rosną już czarne kwiaty
Coraz słabiej kręci się ziemia
Bo z czołgami niełatwo jest kręcić się
Dziś już nie śpiewają ptaki
A tak niedawno uczyły się śpiewać

Miasto jak ciasto zjadliwe
Życie jest zbyt krótkie aby było sprawiedliwe
A tu dzień za dniem godzina po godzinie
Brudzisz swoje ręce brudzisz się po szyję
A tu dzień za dniem godzina po godzinie
Szukasz Boga czy On jeszcze żyje
A tu krew za krew religia za religie
Tak wielu przez nią zginęło i wielu jeszcze zginie
A tu krew za krew religia za religie
Powód do walki lub pętla na szyję

I nie ma też już dokąd uciekać
Tysiące mil i tysiące wyrwanych krat
Lecz może znów kiedyś zakwitną lasy
I zazielenią się drzewa
Być może też nie ma na co czekać
Nim zgaśnie słońce i skończy się wiatr
Dzień wstanie w ogniu a ja będę czekał
Stał jakbym skamieniał

 
 

 
 

Revolution

And up and down there is no reason to fight on the street
And up and down there is no sense to bruise our feet
And turnaround we have no place on our street
And look around thye took the sun out from our street

Don`t give up revolution

And up and down we need no masters to live
Let`s come down cause all the world makes me sick
And look around there is no light on our street
Somewhere is freedom sign I saw it crossing down the street

 
 

 
 

Okruchy Dnia

Czasem pod kontrolą zmysłów
Po schodach prowadzących na szczyt
Po najbardziej płaskim zejściu
Gdy za tobą zamykają się drzwi
I budzą się nasze serca
Biją w zgodny ton
Karmione tą samą opowieścią
Napychają się nią

Tak samo jak Ty i ja

Zajadamy się okruchami dnia

Serca dziurawe od pocisków
A po murach pozostał tylko gruz
Ręka lepka od uścisków
Fałszywa i chłodna jak lód

 
 

 
 

Sunrises

We are a members those stories
So you don`t be late and don`t be sorry
Cause we all remember
Our memories and sunrises every day

Don`t look back don`t be sad
When you have no money
Little angel touches the sky
Dirty sunny

 
 

 
 

Na Skrzyżowaniu

Powoli wielkie świece gasną
Więc lepiej iść naprzód niż cofać się wstecz
Gdy w twarz Ci pluje całe miasto
Niekontrolowanych zdarzeń pełen bieg
Nie patrz się na mnie ze zniewagą
Nie osądzaj mnie
Tak bez przyczyny i bez jakiejkolwiek winy
Na krzyż składa ręce całe nagie miasto
Modli się instrukcją żelazną

A kto pierwszy za burtą ten ręki nie poda

I wyćwiczone w każdym calu
Gesty i ruchy ramion, warg i wyraz twarzy
I w tym codziennym zamieszaniu
Nieustabilizowane bicie serc
 

    

Copyright 2018 KŚ, Wszelkie prawa zastrzeżone, zakaz kopiowania grafiki oraz treści bez zgody autorów