dziennik      koncerty      O ZESPOLE      teksty      foto      VIDEO      dyskografia      sklepik      kontakt

 
 
 
 

KONIEC ŚWIATA - GOD SHAVE THE QUEEN

wyd. Lou & Rocked Boys c/o Rockers Publishing 2016
 

Autor tekstów: Jacek Stęszewski
 

1. Jedna ręka nie klaszcze
2. Kury
3. Kotylion
4. Lovesick
5. Balanga
6. Carmen
7. Oligarchy
8. Mikorason
9. God shave the Queen
10. Norweski
11. Czarny Port
12. Anioł i diabeł

 

 
 
 
Jedna ręka nie klaszcze
 
Kurtyna w dół ostatni raz
Wygasły brawa zamilkł wrzask
A jedna ręka choćby chciała nie zaklaszcze

Reflektor dawno tutaj zgasł
A w miejscu zatrzymał się czas
I tylko duchy się błąkają po teatrze
 
I w całym mieście smutno jest
To pada deszcz to wyje pies
Zakapslowana znów w butelkach jest kultura
 
Więc znów bez celu szlajam się
Nikt już nie oklaskuje mnie
A ja na scenie już nie pocę się w purpurach
 
Tylko zjawy upiory demony i duchy
Błąkają się po teatrze
Karaluchy pod poduchy
Jedna ręka nie klaszcze
 
Brak mi emocji którem czuł
Za kulisami ludzi szum
I tak jak nigdy potrzebuję dziś dublera
 
Aby po prostu za mnie żył
I w codzienności mętnej tkwił
Przełykał gorzkie brawa
Prosto od klakiera
 
Zabrakło życia mi i słów
I zniknął sufler mój i Bóg
Więc stawiam scenę z krzywych desek na zakręcie
 
I nagle serce mi się skrzy
Bo znów ktoś słucha mnie jak mszy
A pojedyncze brawa zawsze są najszczersze
 
Tylko zjawy upiory demony i duchy
Błąkają się po teatrze
Karaluchy pod poduchy
Jedna ręka nie klaszcze
 
I znów na scenie stoję sam
Gram swoje życie które mam
Bez bileterów bez klakierów bez kurtyny
 
Co poleciała z hukiem w dół
I mój złamała świat na pół
Dziś gram dla siebie bez korzyści bez rutyny
 
Nie mogę nigdzie indziej być
Inaczej nie potrafię żyć
Nie chcę być cieniem swojej własnej okolicy
 
Tkać swoją niewidzialną nić
W swych labiryntach sobie żyć
Prawdziwa sztuka może leżeć na ulicy
 
Tylko zjawy upiory demony i duchy
Błąkają się po teatrze
Karaluchy pod poduchy
Jedna ręka nie klaszcze
 
 
 
 
Kury

Wy rozpasani partyjniacy
Łase na wszystko tępe zbuki
Wy przekrętasy i ważniaki
Z łona tej samej zdechłej suki
 
I ty cwaniaku w sztok pijany
Co chowasz się za immunitet
Smarkaczy śpiku niedojrzały
Co żaden z ciebie tu pożytek
 
I ty buraku z PGR - u
Coś z gnoju skoczył na salony
I do limuzyny wsiadł z roweru
Nie wytrzepawszy z butów słomy
 
Wam tylko kury szczać prowadzić
I chude gęsi gonić witką
Lub gdzieś w oborze krowy doić
Po czym wyjść z nimi na pastwisko
 
Wasza parszywa mać kulawa
I kolesiostwo prze parszywe
Co zawsze nad literą prawa
I nigdy żaden nie jest winien
 
Prokuraturo robaczywa
Sądzie z sędziną niezawisłą
Co tu pod płotem na latarni
Sam powinna by zawisnąć
 
I ty biskupie co przez wieki
Za pismo święte tyłek chowasz
Święconej twojej wody ścieki
I burdel robisz tu z kościoła
 
Wam tylko kury szczać prowadzić
I chude gęsi gonić witką
Lub gdzieś w oborze krowy doić
Po czym wyjść z nimi na pastwisko
 
I urzędniku ty skarbowy
Co firmy topisz w swych herezjach
I tylko niszczysz co ktoś stworzy
Wredna leniwa z ciebie szelma
 
I ty ministrze czy ministro
Ty komendancie senatorze
Wam gęsi tylko gonić witką
I krowy doić gdzieś w oborze
 
I ty nicponiu przy korycie
Coś zawsze z prądem fali płyną
A kto nie buntował się za młodu
To ten na starość będzie świnią
 
Wam tylko kury szczać prowadzić
I chude gęsi gonić witką
Lub gdzieś w oborze krowy doić
Po czym wyjść z nimi na pastwisko
 
I wy zachłanne darmozjady
Pasożytnicze wstrętne szuje
Partyjne bubki tłuste gady
Naród dobry tylko ludzie chuje

 
 
 
 
Kotylion
 
Flaga cegła sztandar drzewiec
Diabeł się ze śmiechu tarza
Narodowy zwiędły wieniec
Złodziej kradnie z przed ołtarza
Kto ty jesteś Polak mały
Jaki znak twój orzeł biały
 
Nieprzytomna melancholia
W historycznym gardle mroku
Palce miała dwa Viktoria
Otrząśnięta z krwi i potu
Polska Polska Über Alles
Tak Bałtyku szumią fale
 
Katarynko graj mi te nuty które znam
Proszę nie wypadaj z ram godła
Orle zostań tam
 
Śliskie serca ortaliony
Pochód świece transparenty
Smutno-okie kotyliony
I płonące monumenty
Kto ty jesteś Polak duży
Co swe miasto zmieni w gruzy
 
Polak złodziej kat ofiara
I dusz martwych aferzysta
Na koszulce Che-Guevara
Świętą wodą w ogień pryska
Czy przyszłości przedpokoje
Przejmą po nas wstydu zbroje
 
Katarynko graj mi te nuty które znam
Proszę nie wypadaj z ram godła
Orle zostań tam
 
Jeszcze Polska nie umarła
Człowiek zginie czyn zostanie
W ręku wódka jest i szabla
Drzewa z ziemi są wyrwane
Kto ty jesteś Polak stary
Czasem głupi niedojrzały
 
Katarynko graj mi te nuty które znam
Proszę nie wypadaj z ram godła
Orle zostań tam
Katarynko graj mi te nuty co znam
Nie wypadaj nam z godła
Mocno trzymaj się siodła
Katarynko graj mi te nuty co znam
Ja widziałem dziś posła co mrówka go niosła
Katarynko graj mi te nuty co znam
Widzieliśmy dziś posła co mrówka go niosła
 
 
 
 
LoveSick
 
Znów opierasz się o kamienny mur
Bo miłością strułaś się
W oceanie łez malinowych serc
To największe jest na dnie
 
Z ust twych serce za sercem
Kapie kroplą serc
Na zawsze będziesz tu
Aż w kącikach twoich ust zaschnie
Miłość żal i kurz
 
Jesteś kwiatem tych betonowych miejsc
Jesteś czarną damą ścian
Jak trzydzieści tych połamanych serc
Wyrzuconych z twoich warg
 
Betonowym szeptem
Mówisz Kocham Cię
Rozmyty czarny tusz
Bo ty masz siedem serc i dusz
A w oczach głębie siedmiu mórz
 
Czarny włos spięty w kok
Lewy kłuje ją bok
A miłości w niej wyklute
Dziś na chodnik są wyplute
 
Betonowym szeptem
Mówisz Kocham Cię
Na zawsze będziesz tu
Aż w kącikach twoich ust zaschnie
Miłość żal i kurz
Bo ty masz siedem serc i dusz
A w oczach głębie siedmiu mórz
 
 
 
 
Balanga
 
Gdzie te piosenki na trzy chwyty
I skromnych dziewcząt mądre twarze
Został mi ryngraf blizną ryty
I w duszy piękne tatuaże
 
Dokąd pójdziemy w taka burze
Gdy chmury kłębią się nad nami
Wszyscy i tak idziemy tam
Gdzie jakiś głupiec nas prowadzi
 
Parę ulic stąd ktoś biegnie pod prąd
I łbem ktoś tłucze w dzwon
To był ostatni prom ostatni uścisk rąk
Nie zabierze nas nic już stąd
Zróbmy sobie dzisiaj wielki bal
 
I gdzie do diabła pomieszkuje
Słowo dzień dobry i dziękuję
Chamstwo się zjeżdża tu ze świata
I niedogotowana kasza
 
Usiądź więc ze mną na chodniku
I policz dziury w moim swetrze
Otwórz butelkę pełną przygód
I ożyw moje martwe dreszcze
 
Parę ulic stąd ktoś biegnie pod prąd
I łbem ktoś tłucze w dzwon
To był ostatni prom ostatni uścisk rąk
Nie zabierze nas nic już stąd
Zróbmy sobie dzisiaj wielki bal
 
Zróbmy dzisiaj bal nad bale zróbmy wielki bal
Niech znów będzie doskonale niech nie będzie żal
I przestańmy żyć za karę tylko podaj mi gitarę
Stare pieśni na trzy chwyty jeszcze dobrze znam
 
Zróbmy dzisiaj bal nad bale
Niech znowu będzie doskonale
Mocne wino łeb potarga
Sponiewiera nas balanga
 
Ja ciągle widzę w Twoich oczach
Promyk otuchy i nadziei
Tak wielu przecież w nie zerkało
Ale niczego nie widzieli
 
 
 
 

Carmen
 
Włosy miała tak czerwone
Jakby je całował ogień
Najcieplejszą była wiosną
Zakazaną przyjemnością
 
Powbijane drzazgi nocy
Do jej niewyspanej twarzy
Do demonów strzela z procy
W gąszczu mrocznych korytarzy
 
Carmen Ty moja Romantic Girl
Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen
I wołam
Carmen gdy Ci smutno to się śmiej
 
Była skutkiem i przyczyną
Mocą która otumania
Poziomkowe piła wino
Źródłem była opętania
 
Włosy lepkie od lakierów
Szafirowe listki powiek
Swoich mrocznych pasażerów
Wysadzała na peronie
 
Carmen Ty moja Romantic Girl
Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen
I wołam
Carmen gdy Ci smutno to się śmiej
 
Drzewo które zasadziła
Suchy korzeń ma i liście
I co rok gdy przyjdą żniwa
Zbiera robaczywe wiśnie
 
Pod tym zakurzonym niebem
Pastelowe śniła baśnie
Niech jej gwiazdka pomyślności
Nigdy więcej nie zagaśnie
 
Pachnie trawą spalinami
I wytartym jej wspomnieniem
Drzewa szumią za oknami
Nostalgicznym niespełnieniem
 
Była klątwą i pragnieniem
Niespełnioną obietnicą
Dawno wyschniętym strumieniem
Serca mego szubienicą
 
Carmen Ty moja Romantic Girl
Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen
I wołam
Carmen gdy Ci smutno to się śmiej
 
 
 
 
Oligarchy
 
Idzie Wania ulicą
Macha chorągiewkami
Baby w oknach krzyczą
Bóg jest dzisiaj z Wami
Tylko wzdycha dozorczyni
Krew zmywając z progu
Nic dla Was nie uczyni
Tutaj żaden z Bogów
 
Ho łejo ho łejo
O carze zmiłuj się nad nami
Oligarchy Oligarchy….
 
Już skrzypi z Julią wózek
Przez Arsenija pchany
Już palą w swych kominkach
Zielonymi dolarami
A wy napijcie się taniej wódki
Pokaleczcie się hrywnami
Gińcie jak macie ginąć
Podzielcie się resztkami
 
Ho łejo ho łejo
O carze zmiłuj się nad nami
Oligarchy Oligarchy….
 
Idzie Wania ulicą
I słychać jak łzy mu płyną
Nie ma już za co żyć
Pewnie wolałby zginąć
Nie starczyło resztek dla niego
Rzuconych przez panów
Dozorczyni zmiata popiół
Zwęglonych dolarów
 
Ho łejo ho łejo
O carze zmiłuj się nad nami
Oligarchy Oligarchy….
 
 
 
 
Mikorason
 
Nie wiem dokładnie był chyba październik
Spalałem się w piekle jak wszyscy niewierni
Krajobraz nietknięty ten sam dookoła
Przystanek spożywczy boisko i szkoła
 
Może znów kiedyś pójdziemy do kina
Nie zatrzyma nas wojna i ta przeklęta zima
To kiedyś by mogło się zdarzyć już teraz
Teraz codziennie na rękach umiera
 
Daj buzi daj buzi daj
 
Okna powybijanych serc
Drzwi zaciśniętych szczęk
We łbie mi gra mikorason
Od nowa
 
Raz dwa
Mam stąd siedem lat do piekła
A na skróty dwie godziny
Już nie działam tak jak kiedyś
Zardzewiały mi sprężyny
 
Jestem wesoły choć czuje się podle
Więc napluj mi w serce i zostaw mi drobne
Bym kupił se grzebień na targu pod murem
I z wszy martwych wspomnień wyczesał mą skórę
 
Codziennie zanurzam się w nowym koszmarze
Co było spaliło się w wielkim pożarze
Przemycam Cię w swetrze w myślach cię chowam
Już więcej nie mówię za ciasne są słowa
 
Daj buzi daj buzi daj
 
Okna powybijanych serc
Drzwi zaciśniętych szczęk
We łbie mi gra mikorason
Od nowa
 
Raz dwa
Mam stąd siedem lat do piekła
A na skróty dwie godziny
Już nie działam tak jak kiedyś
Zardzewiały mi sprężyny

 
 
 
 
God Shave The Queen
 
Ciasne komnaty ciasne słowa
Korytarz władzy i koterii
Na głowie złota lśni korona
Uwiera jakby była z cierni
 
Królowa się perłami bawi
Armia spopiela wsie i miasta
Ksiądz namiestników błogosławi
I miecz do ręki mu przyrasta
 
God Shave The Queen
Obmyj ją z win
 
Płonące stosy zieją żarem
Turlają się odcięte głowy
Latarnie gną się pod ciężarem
Wisielców zdrajców jej korony
 
Królowa tańczy ze swym królem
Z pobranych danin liczy przychód
Od ludzi oddzielona murem
Śpi na poduszkach z aksamitu
 
God Shave The Queen
Obmyj ją z win
 
Lud jej finansów jest karocą
Chłoszcze by prędzej byle dalej
Wszak łatwo się wydaje złoto
Przez obce ręce zarabiane
 
Włos jej posiwiał, zżółkł podbródek
I czasem z okien przedpokoju
Na swój ubogi patrzy ludek
Co kąpie się w jej własnym gnoju
 
God Shave The Queen
Obmyj ją z win
 
 
 
 
Norweski
 
Otrzepany z zaszczytów
Swych ambicji i planów
Na swe własne wybiegam przestrzenie
 
Już wyrwany z uprzęży
Zardzewiałych banałów
I baranów składanych w ofierze
 
Jestem wolny i stoję
Gdzie nie lecą na głowę
Sfrustrowanej ambicji kamienie
 
Swej kariery wyboje
Paznokciami zeskrobie
Własne gwiazdy rozświetlę na niebie
 
Mam już dość
Wasza kurewska mość
Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość
 
Nie chcę srebra ni złota
Nie chce zostać papieżem
I w niczyjej nurzać się wierze
 
Nie chcę członkiem być partii
Do niczego należeć
Dajcie spokój panie premierze
 
Dość mam magii i czarów
Hipokryzji bulwarów
Zidiociałych do reszty kretynów
 
Bez wyrzutów i strzałów
Bez prawienia morałów
Bez pogromców fałszywych wampirów
 
Mam już dość
Wasza kurewska mość
Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość
 
Nie chcę klaunem być w cyrku
Widzów mieć bez wysiłku
Nie chcę innych sycić się chwałą
 
Nie chce liczyć pieniędzy
Których zawsze za mało
Wolę zwiędnąć pod własną powałą
 
Nie chcę tarzać się w polskiej
Bezlitosnej udręce
Nie chcę łamać swych kości o skały
 
Nie chce latać bo skrzydła
Mam już dawno podcięte
Chodź na piwo
Niech zabrzmią organy
 
Mam już dość
Wasza kurewska mość
Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość
 
 
 
 
Czarny Port
 
Oddział na pokładzie Czarnej Błyskawicy
Hardo rozpruwa oceanu fale
Ich los wyryty w bursztynowej skale
Na morskim froncie wojennej ławicy
 
Kapitan schyla się nad świata mapą
I patrzy w kompas z gwieździstego nieba
Ładownie ciężką wypełnione pracą
I proch armatni osiada na sterach
 
Wichry wojny i wojny krzyk
Czarny wiatr czarny płaszcz
Czarny port i maszt
Dyszy śmiercią gwiazd mgławica
Krzyż strach i kotwica
 
Krew skrzepła na burtach na żaglach i masztach
I słoną wodą rany ktoś przemywa
Drugi wskrzesza pieśni o pomyślnych wiatrach
Wtem huk potężny ze snu nas wyrywa

Znów obca burta do nas się przykleja
I świszczą kule muszkietowym żarem
Rozszczelnia się pokład naszego istnienia
I sączą się żagle krwistym abordażem
 
Wichry wojny i wojny krzyk
Czarny wiatr czarny płaszcz
Czarny port i maszt
Dyszy śmiercią gwiazd mgławica
Krzyż strach i kotwica
 
Zbłąkany pocisk w powietrzu się miota
Przebija serce pęknięte z żalu
Otwierają się morskie głębinowe wrota
Znów ciała wrzucamy w otchłań oceanu
 
Czy chociaż o nas wspomni ktoś po latach
Kiedy szkarłatna szalała zawieja
No i co robimy dziś w podwodnych światach
Nim fala wypłucze tę pamięć na brzegach
 
Wichry wojny i wojny krzyk
Czarny wiatr czarny płaszcz
Czarny port i maszt
Dyszy śmiercią gwiazd mgławica
Krzyż strach i kotwica
 
 
 
 
Anioł i Diabeł
 
Mieszkali tak przez ścianę od wielu wieków tu
Kłócili się co ranek jak dobro przeciw złu
Ten z góry go zalewał święconą wodą swą
I z grzechów mu obmywał diabelską czarną dłoń
 
Ten nosił go na widłach przez całą noc i dzień
Aż jego białe skrzydła pokryła martwa czerń
A na drzwiach od karety odwrócił krzyże mu
Szatańskie zaś wersety cytował mu do snu
 
Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj
Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj
 
Na dole mieszkał Lucjan na górze Anioł Stróż
Co wszystkie listy chował do bramy zabrał klucz
Więc diabeł beczkę smoły wylewał mu na sień
I w jego aureoli przez cały chodził dzień
 
Gdy anioł umył skrzydła i ładnie ubrał się
Za rogi go wytargał i zabrał go na msze
W katedrze diabeł utkwił tak jak w szczegółach tkwi
Bo poczuł że wśród niego tez inni byli źli
 
Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj
Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj
 
A potem na odpuście czerwone wino pił
I kusił czyste dusze diabelski czarny młyn
Oboje tacy różni wszak inną wili nić
Pojęli że bez siebie już nie potrafią żyć
 
Aż razu to pewnego swych kłótni mieli dość
Diabeł się wyspowiadał a Anioł zaczął kląć
Ruszyli więc przed siebie nie wiedząc kto jest kim
Diabeł zamieszkał w niebie a Anioł stał się nim
 
Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj
Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj
 
 

Copyright 2018 KŚ, Wszelkie prawa zastrzeżone, zakaz kopiowania grafiki oraz treści bez zgody autorów